Śmierć największego polskiego filozofa końca XX wieku i sondaż autorytetów, przyniesiony przez Gazetę Wyborczą, nasuwają smętny wniosek. O ile jeszcze nasze dzieci (być może) będą pod wrażeniem, że tatuś żył w czasach JP2 i może kiedyś je oderwie na chwilę od playstation opowieść o wepchnięciu się do przepełnionej krakowskiej sali na spotkanie z - sędziwym już - Kołakowskim, o tyle wnuki nasze będą tych panów znać tylko z nazw ulic. Będą się zastanawiać: kto to był ten Herbert? Miłosz? Grudziński? Tak jak teraz ludzie główkują kim był Dworcow. Inaczej jeśli ktoś z Was przypadkiem spotkał w jakimś klubie Wojewódzkiego, albo widział w sklepie Szymona Majewskiego - tak, tym się zaszpanuje przed wnuczkiem. I pewnie będą w stanie nam rzucić z pamięci większą liczbą cytatów z Kuby W. niż my znamy myśli Papieża, albo Filozofa. Na przykład takim pseudofilozoficznym brylantem: Warszawka to jest jedno z najbardziej skundlonych pojęć i śmieję się z niego, a jednocześnie do niego przynależę, ale mnie to w ogóle nie obchodzi. Na takiej Wikipedii na przykład, mądrych myśli Wojewódzkiego jest więcej niż Kołakowskiego. W angielskiej zaś wersji tej największej encyklopedii świata, cytatów z Filozofa nie ma w ogóle, a z Kuby i owszem.
Na pocieszenie stronka, gdzie z przemyśleń Pana K. można czerpać do woli.
Na pocieszenie stronka, gdzie z przemyśleń Pana K. można czerpać do woli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz