To the future or to the past, to a time when thought is free, when men are different from one another and do not live alone — to a time when truth exists and what is done cannot be undone. From the age of uniformity, from the age of solitude, from the age of Big Brother, from the age of doublethink — greetings!
(G. Orwell, 1984)

czwartek, 23 kwietnia 2009

Amerykanie są głupi!

Amerykanie to jednak głupi są. Washington Times napisał dziś o naszej Ojczyźnie w editorialu (czyli ważnym redakcyjnym komentarzu - nie mamy tego w PL, u nas na drugich stronach piszą albo nieśmieszni felietoniści, albo wybitni pisarze-alkoholicy). Polskie portale oczywiście uprzejmie o tym fakcie doniosły, pisząc, że dziennikarze radzą Obamie brać przykład z Tuska. Trudno o lepsze darmowe minuty dla PO! Tylko, że nasi rodzimi spece od niusów nie doczytali, że głupi Amerykanie zrobili dwa poważne błędy. Po pierwsze: obok artykułu dali zdjęcie prezydenta Kaczyńskiego - i to jakie! Ładne! Na którym nie wygląda jak kartofel, tylko jak szef państwa, prawie król pik! A po drugie: przypisali rządowi Tuska politykę jakiej nie prowadzi! Bierz Obamo przykład z Donalda - pisze WT - on obniżył w Polsce podatki. A to nieprawda, bo reformę podatkową przygotował ten zły rząd, pisowski. Piszą, że będzie w Polsce podatek liniowy. I znów pudło - przecież rząd wstrzymał o tym debaty (a przypomnijmy: Albania w rok wprowadziła liniówkę i mknie do przodu). Piszą wreszcie, że tymczasowo rząd zawiesił pewne regulacje. A jakie? Bo jak na razie to ciągle słychać o nowych podatkach (np. od aut).
Jeśli chodzi o pijar, to Obama już od Donalda się nie musi uczyć, ale za to amerykańscy dziennikarze powinni się trochę podciągnąć. Mylić Platformę z PiSem i Tuska z Kaczyńskim? Toż to kompromitacja. A może normalność kraju, w którym jest coś takiego jak ciągłość władzy i propaństwowość?

Muza:
  • ostatnio za mną chodzi ten bondowski motyw: Royal Philharmonic OrchestraThe living daylights (posłuchaj)
  • i to też łazi: Goldfrapp It's ot over yet (posłuchaj)

piątek, 10 kwietnia 2009

Na początek:

Wielki Tydzień

Wielki Czwartek
Wielki czwartek to ustanowienie kapłaństwa. Ale też dzień w którym ujawnił się apostoł-zdrajca. Sutanniana część polskiego społeczeństwa powinna te fakty połączyć, bo dotychczas w sprawie lustracji zachowuje się gorzej niż Judasz. Zdrajcę Jezusa wyrzuty sumienia zaprowadziły pod gałąź. Polski Kościół niedawno zamknął sprawę wyjaśnienia grzechów współpracy z komuchami zanim na dobre się rozpoczęła, a jednocześnie nadal chce paść owieczki i barany, ucząc co jest dobre, a co złe. Mało tego - tacy ludzie jak ksiądz Zalewski są niszczeni. To tak, jakby ewangelista, który opisał rolę Judasza, został uznany za ohydnego lustratora i usunięty z Pisma Świętego. No bo: czy jakiś sąd udowodnił, że Judasz współpracował? Przecież donosy się nie zachowały. I jak tu wierzyć w taki Kościół? Ja mam z tym problem.

Wielki Piątek
Wielki Piątek to śmierć, co w tym roku przyszła tydzień wcześniej do włoskiej Abruzji. Czyjeś dolce vita legło w gruzach. Pół serio można powiedzieć, że w Polsce też by się przydało takie małe trzęsienie. Ale takie wybiórcze, co by rozwaliło wszystkie zapyziałe dworce kolejowe, dziurawe drogi, zakorkowane ulice, stare rudery i stadiony. Chyba to jedyna szansa na szybką modernizację wcześniej niż za 50 lat. No, bo trzeba będzie wreszcie coś wybudować.

Wielka Sobota
Wielka Sobota to święcenie pisanek. Pamiętam, że jak byłem mały zawsze po święceniu w kościele Jezuitów szliśmy pod półlegalny pomnik ofiar komunizmu, który tam na Kopernika się znajdował (teraz jest nowy - jakiś plastyczny koszmarek). Tata zawsze malował jedną pisankę z różnymi dziwnymi symbolami i ją pod tym pomnikiem zostawiał. Czasem był na niej znaczek "S", czasem była po prostu biało-czerwona, a czasem malował na niej podobiznę Wałęsy. Teraz sobie myślę, że jeśli dla mnie to, kim naprawdę był elektryk z Gdańska jest problemem, to o ile większym problemem jest postać Wałęsy dla kogoś, kto malował go jako symbol walki, fetował w latach 80. i przez całe lata 90. popierał. I mogę się też założyć, że jeszcze większym problemem jest Lech Wałęsa dla Donalda Tuska, który kiedyś stanął murem za Prezydentem wierząc, że Macierewicz chce go zniszczyć, a teraz po prostu nie może się z tego wycofać. Stąd atak Premiera (magistra historii) na IPN i UJ za książkę, której nie wydały, a potem nieśmiałe cofanie najostrzejszych słów. Największym problemem - jak kapitalnie podsumowuje Isakowicz-Zalewski- jest jednak Lech Wałęsa dla Lecha Wałęsy. I nie chodzi tu o sikanie w kościele i inne tematy zastępcze, które napędzają tę antyhistoryczną histerię.

Wielka Niedziela
Wielka Niedziela to zmartwychwstanie. Na świecie kryzys, a Polski wciąż oazą spokoju. Jak chce się u nas zrobić drugą Irlandię, albo nawet Japonię, to nadal jest na to szansa. Szczególnie, jeśli rządzący mają 60% poparcia! No, ale jeśli PO naprawdę chce się zasłużyć czymś więcej niż rekordem Guinessa w poparciu i milionami złotych na kontach działaczy, to musi coś robić. Cokolwiek.

Śmigus Dyngus
Śmigus dyngus to wielkie lanie wody, które chlapie co dzień z telewizora. Premier, prezydent i inni krawaciarze zamiast psuć społeczeństwo wojenkami mogliby zrobić coś z sensem. Bo jak na razie, to nie ma ani polityki zagranicznej, ani liberalizmu w gospodarce (PO nie może od 2 lat, a Albania w tydzień wprowadziła podatek liniowy 10%!), ani walki z korupcją (tylko pitolenie Pitery), ani likwidacji PZPN, ani naprawiania mediów. Czyli prawie jak u Kononowicza. No cóż, ale przynajmniej jest śmiesznie - jak to w Dyngusa. Przynajmniej do czasu kiedy zacznie nam się robić mokro.

Muza:
* Killersi będą w Krakowie. The KillersJoy Ride (posłuchaj)
*Muse Supermassive Black Hole (posłuchaj)

czwartek, 2 kwietnia 2009

Jedno krótkie wspomnienie związane z JP2...


... chyba najbardziej wyjątkowe. Dwa dni po Jego śmierci. Stadion Cracovii - Msza z udziałem kilku tysięcy kibiców Wisły, Cracovii i Hutnika. Byłem tam. Przeżycie, które będę pamiętał do końca życia. Coś podobnego, czyli wydarzenie, które wydaje się teraz absolutnie surrealistyczne: dwie grupy, które się nienawidzą (nie mówię o takich lajtowych kibicach jak ja, tylko o prawdziwych kibolach! Cracovia żydy, Wisła psy itp.), kumple takich, co nie raz dźgali nożami, albo walili bejsbolami za swój klub. Goście co jak masz ich w nocy minąć, to przechodzisz się na drugą stronę ulicy. W jednym miejscu i to jeszcze po to, żeby śpiewać pieśni religijne i podać sobie znak pokoju. Tłumu można się bać, zbiorowe emocje są zwykle niebezpieczne, ale jedność tłumu ludzi to niezwykłe doświadczenie. Fascynujące sceny, obecność czegoś nieuchwytnego, trwającego chwilę (godzinę, dwie, może dzień?), czegoś co już się nigdy nie wydarzy. Prawdziwej solidarności.