Krakowska premiera Tuska
Sympatyczny, spontaniczny, otwarty, dowcipny, bezpośredni, zwykły, może nawet lekko zawstydzony i nieśmiały, bo żarty wygłasza cichym głosem i patrząc w ziemię (z obawy, że będą nieśmieszne). To pierwsze wrażenie z początku spotkania premiera Tuska z krakowskimi żakami. Po 10 minutach facet miał w kieszeni niemal całą widownię. Można by obdarować tymi wszystkimi cechami kilku polityków i każdy przodowałby w rankingach popularności. Mało tego, Tusk sprawia wrażenie jakby nie były to wyuczone na wielodniowych kursach piaru zalety, tylko naturalny, wrodzony charakter i styl bycia. Medialność najwyższej próby. Nic więc dziwnego, że rodacy właśnie z premierem najchętniej zjedliby karpia, obalili piwko pod sklepem i podzielili się w łóżku żoną. 3/4 Polaków uważa go za polityka prawie idealnego (obszerne omówienie ankiety CBOSu). Jednak coś w tym obrazie zaczęło się psuć mniej więcej po dwóch, trzech odpowiedziach na pytania studentów. W pewnej chwili do słuchaczy mogło, powinno, do niektórych z pewnością dotarło to, że premier nie ma za wiele do powiedzenia... Owszem, ogólne deklaracje: "jestem za zniżkami na biletach studenckich", "jestem za podatkiem liniowym", "jestem za refundacją in vitro", "jestem przeciw agresji i schamieniu polskiej polityki" – wyśpiewywał na zawołanie, przyozdabiając je ciągłymi żarcikami na temat potwora Kaczyńskiego, aforyzmami godnymi Leszka Millera ("twardość to bardzo pożądana cecha w pewnych sytuacjach") albo trochę mniej eleganckimi chlapnięciami ("Kiedy ostatnio obejrzałem zachowanie kibiców Wisły i Cracovii to pomyślałem, że na Wiejskiej nie jest jeszcze tak źle"). Treści żadnej, no bo: zniżki na bilety tak, ale tylko jeśli minister finansów nie będzie miał nic przeciwko; podatku liniowego nie będzie, bo nasz koalicjant nie chce; zmiana zasad dotyczących stypendiów studenckich będzie, ale jaka i kiedy to nie wie, bo się na tym nie zna; Palikot, Niesioł i Komorowski może i są nieeleganccy, ale przecież jak można inaczej reagować na potworów Kaczyńskich – ci to dopiero są chamy. Premier się boi mieć poglądy i wyrazistość, bo gdyby się określił, przestałby się podobać wszystkim. A to klucz do jego sukcesu i rządów PO. Nie będzie rewolucji, nie będzie ważnych reform, nie będzie twardości (którą premier tak lubi) wobec zapędów Rosji, nie będzie dekomunizacji. Będą boiska Orliki, platformerskie media publiczne (Trójka pewnie bez Skowrońskiego), schetynówki i pomostówki. I to jeszcze przez co najmniej dwa lata, bo Donald musi dociągnąć do wyborów prezydenckich. Wtedy wreszcie będzie mógł odpocząć, naród – odetchnąć i pokochać Słoneczko Polski, a nowy premier... wziąć się do roboty.
Jeden z wielu
Choć zapewne wzruszających momentów nie brakowało i większość gości składała w istocie hołd Solidarności, ale te obchody to też absurd przemożnego kodu współczesnej polskiej polityki (jak w ciekawym tekście pisze Krasowski) pokazany w soczewce: minister spraw zagranicznych, który w latach 90. wojował z Wałęsą popierając obóz Macierewicza i Olszewskiego, wściekle atakuje szefa rządu w którym był ministrem jeszcze 2 lata temu, nazywając go karłem moralnym. A na sali w gdańskiej hali Oliwii, gdzie w '80 roku odbył się historyczny zjazd Solidarności (Solidarności Wałęsy, Gwiazdy, Walentynowicz, Kuronia, Kaczyńskich i Michnika), rozwalony w fotelu siedzi czerwony poseł Kalisz i głośno klapie brawo za dowalenie Tym karłom...
Wałęsa od dawna powtarza już, że to on obalił komunizm (pozostali bojownicy mu tylko nie przeszkadzali), dzięki swojej odwadze, przenikliwości, inteligencji i sprytowi. Żąda dla siebie pomnika za życia, zakazuje trudnych pytań. Wmawiam sobie, że jest dwóch Wałęsów. Jest ten obecny, jeżdżący po świecie i opowiadający bzdury o "trzeciej drodze" i "wieku intelektu" i jest ten, którego znam z opowiadań, filmów, książek, wreszcie z własnej pamięci lat 90. Ten nieugięty w internowaniu, któremu U2 zadedykowało tę piosenkę. Ten, który w Oslo mówił (a raczej został odczytany): Przyjmuję tę nagrodę z całym szacunkiem dla jej rangi i zarazem z poczuciem, że wyróżnia ona nie mnie osobiście, lecz jest nagrodą dla "Solidarności", dla ludzi i spraw, o które walczyliśmy i walczymy w duchu pokoju i sprawiedliwości... mam poczucie, iż nagroda przyznana mi została jako jednemu z wielu.
Polecił Metz, polecam ja: Ladyhawke– Magic (posłuchaj), My Delirium (posłuchaj). Ech, gdyby cały pop był taki, świat byłby piękny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz