To the future or to the past, to a time when thought is free, when men are different from one another and do not live alone — to a time when truth exists and what is done cannot be undone. From the age of uniformity, from the age of solitude, from the age of Big Brother, from the age of doublethink — greetings!
(G. Orwell, 1984)

piątek, 31 października 2008

American Pie

Floryda, Ohio i Indiana – tylko tyle i aż tyle dzieli McCaina od zwycięstwa w wyścigu do Białego Domu. Wyścigu w którym od dawna wydaje się być skazany na porażkę. Obamę poparły, bardziej lub mniej dyskretnie, wszystkie liberalne media, z NYT i CNN na czele (nie używam tu podobnie jak w innych tekstach epitetu liberalny w znaczeniu negatywnym – nie tak jak w naszej polityce, gdzie jak się chce społeczeństwo kimś postraszyć to się mówi, że jest liberałem).
Oczywiście, tu mała dygresja, pomimo wychodzącej czasem na wierzch sympatii dla kandydata Demokratów, te mainstreamowe media i tak starają się zachować chłodny profesjonalizm w relacjach z imprez w ramach kampanii (choć wypadki się zdarzają), a sterowanie nastrojami ograniczają do programów z gadającymi głowami. O ile można powiedzieć za kim jest Oprah Winfrey, to kto wie kogo wspiera, a kim gardzi Larry King albo Wolf Blitzer? Ciągle nam do Stanów daleko w tym względzie, bo u nas jak w radiu słyszę, że pojawia się Żakowski, albo Semka to wiem z góry co wygłoszą tonem wszechautorytetów. Podobnie jak w TV pojawi się Lis lub Ziemkiewicz, a w gazecie Michnik i J.R. Nowak (celowo porównuję tych dwóch panów bo wywodzą się z podobnego środowiska i są równymi oszołomami).
Republikanin, biorąc pod uwagę specyfikę amerykańskich wyborów (poprzez elektorów), ma szansę tylko, jeśli wygrałby (oprócz tradycyjnego południa, centrum i Alaski) w Ohio, Indianie i na Florydzie. To prawie niemożliwe, choć gubernator stanu emerytów i kubańskich emigrantów (brat Busha) ma doświadczenie w kreatywnym liczeniu głosów.
Moim subiektywnym zdaniem Barack Obama wygrał te wybory w momencie, gdy Scarlett Johansson oddała mu swoją piękną twarz i głos. Choć nie jest to mój kandydat, to właśnie ten genialnie zrobiony marketingowo składak żarliwości Martina L. Kinga i czaru JFK, wsparty przez całe Hollywood (Schwarzenegger i Willis są tutaj raczej wyjątkami), które zebrało pół miliarda dolców na jego promocję, zostanie kolejnym prezydentem świata. Pozostaje mieć nadzieję, że zamiast Baracka, który co prawda jest doktorem prawa i wywodzi się z takiego samego środowiska jak Bushowie i Clinton (Harvard i Columbia), ale o sprawach świata wie bardzo mało, polityką zagraniczną będzie kierował jego doświadczony i przewidywalny wice – Joe Biden. Trzeba też wierzyć, że gdyby coś poszło nie tak, czyli Obama okazał się kumplem Osamy albo Rosjan, amerykański system zadziała odpowiednio.
Yes. We Can Change. to trochę mało jak na program wyborczy, szczególnie w czasach kryzysu. Za bardzo przypomina nasze swojskie Polskę trzeba zLepperować. Cóż, każdy naród ma taką władzę na jaką zasługuje. I jaką wcisną mu pijarowcy.


muza:

piątek, 17 października 2008

Kto powiedział: Kasjer dupa?

1.
Brak słów na skomentowanie zachowania naszych wybrańców w Brukseli. Myślę, że porównanie ich do bawiących się w krzesła sympatycznych potworów z Ulicy Sezamkowej jest.. głęboko krzywdzące dla Elmo i spółki. Trzeba tylko odnotować: premier miał rację, kiedy mówił, że sprawy na Szczycie dotyczą domeny rządu; prezydent miał rację, kiedy mówił, że to skandal, że kancelaria Tuska chce decydować czy może gdzieś jechać, czy nie (Konstytucja jest tu po stronie Kaczyńskiego – rząd nie jest zwierzchnikiem prezydenta, zatem mówienie o kieszonkowym zamachu stanu jest nie od rzeczy). Podsumowując, racja prezydenta była jego racją i była to racja w której formalnie jest więcej racji niż w racji premiera, chociaż racjonalności w niej tyle samo, czyli zero.
Warto też wspomnieć, że odmiennie niż twierdzą polskie media (z TVN24 i GW na czele), nikt w Europie nie załamuje rąk i nie śmieje się z polskich kłótni. Bo po pierwsze w każdej kontynentalnej demokracji takie problemy są na porządku dziennym i nocnym, po drugie Polska nie jest pępkiem świata, ani państwem specjalnej troski (więc nie ma potrzeby wołać co chwila Kto powiedział: kasjer dupa?, jak w skeczu Młynarskiego), a po trzecie pani Merkelowa, pan Sarko i reszta zajmują się poważnymi rzeczami i to o kryzysie finansowym wolą rozprawiać normalne, europejskie media.
Swoją drogą to ciekawe: jak Polska pomagać swoim stoczniom, to źle; jak Niemcy pomagać swoim bankom – dobrze. Jako porządny neoliberał (w sensie ekonomicznym rzecz jasna!) zawołam: oj, coś mi się widzi, że od tej całej pomocy i interwencjonizmu to wszystko pieprznie jeszcze bardziej! Trzeba było odpowiednio regulować rynki, a nie teraz topić biliony nacjonalizując banki.

2.
Fajniego wywiadu udzieliła Dorota Masłowska w dodatku do Dziennika. Nie to nawet, że łechta ego fakt, że powtarza to co u mnie było już miesiąc temu: Poczułam, że mogę krytykować to, co się tutaj dzieje, ale nie za granicą, bo w momencie, kiedy wyjeżdżam, to mój status jako osoby komentującej się zmienia. Nie mogę mówić: oni są straszni, ci Polacy, ale na szczęście ja jestem normalna i przyjechałam się przytulić. Tylko tak ogólnie (co mnie bardzo zaskoczyło, szczególnie po Wojnie polsko-ruskiej...) ma nie zblazowane spojrzenie i ciekawą, świeżą wrażliwość obserwacji świata (co u polskich literatów rzadkie) i wygląda na to, że inteligentna laska z niej (co jeszcze rzadsze).


muza:

Pustki – Parzydełko. Soczyste, niby wiosenne, a tak naprawdę to (zaje*)iście jesienne. (odtwórz) i (ściągnij)

środa, 8 października 2008

Nie pytaj o Polskę...

Wielka Zmiana

Polska z perspektywy iberyjskiej wygląda wspaniale. Zjeździłem całą Portugalię, a potem kawałek Andaluzji. Co tu kryć – to najpiękniejsze rejony Europy. Podróżowałem i byłem coraz bardziej dumny z mojego kraju.
Już kilka dni temu wpadłem na pomysł, żeby ten stan opisać, niestety Paulina Wilk z Rzeczpospolitej, mnie wyprzedziła. Wyprzedziła, bo byłem zajęty pracą, czyli szumnie mówiąc: budowaniem nowej Polski. Podobnie jak miliony innych młodych rodaków, którzy od poniedziałku do piątku przy pomocy swoich ciężko zdobytych kompetencji i wykrzesanego zapału współtworzą globalne korporacje, utrzymują na powierzchni małe, rodzime firmy, tworzą nową administrację walcząc z biurokracją i ignorancją zwierzchników, albo poświęcając całe swoje życie tu, uczą się tam – za granicą, żeby wrócić jako awangarda kraju – zupełnie jak Kopernik z Padwy (aż kipi patosem).
Nie będę zatem powtarzał tego, co świetnie uchwyciła publicystka Rzepy. Byłem w Londynie 15 lat temu i wtedy ze świecącymi się oczami chodziłem po sklepach pełnych kolorów i zazdrościłem tego wszystkiego co mają moi rówieśnicy. Byłem w Londynie w tym roku i widziałem zaczytane w niusach o Victorii Beckham i innych celebrytach bezmyślne tłumy w metrze, zaszczane stacje i sparaliżowane dworce. Takie historie można mnożyć. W ciągu dwudziestolecia naszej niepodległości naprawdę miejsca się odwracają i to na naszych oczach. Wielka Zmiana to nie układ okrągłostołowy, reglamentowana rewolucja, IV RP, wejście do Unii, ani nawet nie Pokolenie JP2. Wielka Zmiana to pokonanie mentalności homo sovieticus, tak w naszym narodzie nieszczęśliwie pomieszanej z kompleksem wiecznych przegranych. Już żadne pokolenie tak tego nie dozna. Już żadne tak nie doceni. To my, dzięki temu doświadczeniu, jesteśmy bogatsi niż nasi rówieśnicy z Zachodu (to nie nacjonalizm, to stwierdzenie faktu).

Zgniły Zachód

Rano w portugalskim nadmorskim kurorcie Nazare, zaszliśmy rano do kawiarni w poszukiwaniu podgrzewanych bułek. Kelnerka – kilkunastoletnia dziewczyna, nie potrafiła nawet zrozumieć co to jest toast i sandwich. U nas, mogę się założyć, 90% kelnerek mówi po angielsku, 100% rozumie, a pewnie z połowa zna jeszcze drugi język. W Andaluzji, siedzimy w zarządzającej głównie unijną kasą instytucji uniwersyteckiej. Wokół piękne hiszpanki, ale angielskiego ni w ząb – non habla ingles. Na pytanie: jaki jest zatem najpopularniejszy język obcy, którego się uczą na studiach, odpowiadają: angielski!
Narzekamy na brud i obsmarowane budynki. Odwiedźcie Coimbrę – taki portugalski Kraków, miasto studentów. Tam to dopiero brudno!
Przykład polskiego self-made mana – profesor Filipiak, kiedy otwierał Comarch w Niemczech, z początku zatrudnił miejscowych. Jednak już po kilku miesiącach wszystkich zwolnił i sprowadził pracowników z Polski. Powód? Niemcom brak było motywacji. Naszym europejskim przyjaciołom często brak naszej fantazji, kreatywności, a przede wszystkim chęci i upartości. Jesteśmy pierwszym pokoleniem współczesnej Polski, które mogło mieć to, co młodzi na Zachodzie, ale nam jeszcze jest trudniej osiągnąć to, co oni mieli podane na talerzu. Dlatego bardziej chcemy i bardziej nam zależy. Nasze dzieci będą już takie jak w Starej Europie.
Biadolimy nad biurokractwem (piękny neologizm Kononowicza: biurokracja + buractwo) i głupotą w gospodarowaniu publicznym groszem. Ostatnio w kordobańskiej instytucji samorządowej widziałem specjalną windę dla niepełnosprawnych (brawo!), zbudowaną obok... dwóch schodków. Jako goście z dalekiego kraju zostaliśmy też uraczeni torbami pełnymi grubych ksiąg wydanych na papierze kredowym. Wszystko po hiszpańsku i o rzeczach zupełnie nie dotyczących tematyki naszych rozmów. Po prostu: były pieniądze, trzeba było wydać. Się nadrukowało, to trzeba porozdawać. U nas już tak się nie robi. Może dlatego mamy nadal dużo drzew.

Oko na Polskę

Jak sami nie potrafimy pokonać swojego kompleksu gorszości, tegotygodniowa kampania najbardziej wpływowego medium świata, musi nas przekonać. CNN nadaje teraz codzienne relacje z Polski. Mówią o nas jako o najbardziej interesującym kraju Europy, gospodarczym tygrysie, państwie, które staje się ważnym graczem w światowej polityce.
W 1988 roku Grzegorz Ciechowski w najlepszym tekście patriotycznym lat 80. śpiewał, że kocha Polskę brudną, pijaną, klnącą i śmierdzącą. My możemy kochać taką, która mimo, że kiedyś biedna i brzydka (co pamiętamy z dzieciństwa), przeobraża się w atrakcyjną kobietę. Na tle próżnych, starych panien z dobrych domów, wygląda jeszcze lepiej i wiadomo, że najlepsze ciągle przed sobą. Łatwiej ją kochać i z nią być.

Goryczka

W tym miejscu chciałem skończyć ten tekst. Artykuł optymistyczny, żartobliwy, z akcentami humorystycznymi. Z taką miłą myślą leciałem z ziemi iberyjskiej do polskiej. Niestety wylądowałem, a było to twarde lądowanie. Dlatego dalej będzie trochę goryczki, jak w dobrym piwie.
Uśmiech trochę zaczął rzednąć, kiedy zgubiliśmy się na remontowanej od kilku lat obwodnicy Krakowa. Polskie drogi to ciekawostka w skali światowej: od razu po otwarciu rozpoczyna się remont! Tutaj przegrywamy i z Portugalią i z Hiszpanią. Można zrozumieć, że komuniści za Millera i Pola nie umieli. Można zrozumieć, że kolesie za Buzka mieli inne reformy na głowie. Ale od czterech lat mamy rzekę pieniędzy z Unii. Nic tylko budować, bo autostrady to krwiobieg państwa. Chorwacja w cztery lata po wojnach była już niemal w pełni zautostradowana.
W domu włączam TV, a tam oprócz gwiazd śpiewających podczas tańca na lodzie w domu Wielkiego Brata (przy których Paris Hilton to Einstein), królują rozważania: czy prezydent obraził premiera, czy może odwrotnie?; czy PO nie umie rządzić przez PiS?; czy PiS to partia faszystów?; Kto leci gdzie, a kto gdzie nie? itp. itd. itp. Słowem: nowa wojna na górze. Czy to sezon ogórkowy? Nie ma o czym pisać? Skądże, wystarczy przełączyć na BBC: Rosja nadal okupuje Gruzję, ekonomia stoi nad przepaścią, a w USA wybierają prezydenta świata. Ale nasze media bardziej obchodzi czy prezes Kaczyński przesłał usprawiedliwienie nieobecności przez pomyłkę, czy perfidnie (o tym właśnie rozprawiają komentatorzy TOK FM).
Otwieram gazetę, a tam wielka bitwa ministra sportu z leśnymi dziadkami z PZPN. Rozumiem, że piłka nożna to najważniejszy ze sportów, wszak uprawia go sam premier, ale czy ta cała burza, to nie przesada? W końcu w wielu innych sportach mamy większe sukcesy. Koniec końców, minister okazał się impotentem. Jak się nie ma takiego talentu do ustawiania innych jak Władimir Putin, to się nie idzie na wojnę z FIFA. Organizacja EURO 2012 jest przecież ważniejsza od tego, czy kilku działaczy uda się odspawać od stołków.
Włączam radio, a tam wreszcie coś pozytywnego: ubekom mogą odebrać przywileje. Ale spokojnie, nie wszystkim, niektórym nawet mieli dawać Noble. Są też tacy co nadal będą mieli czterocyfrowe emerytury. Na przykład generał Jaruzelski – bo przecież był prezydentem demokratycznej Polski. Kiszczak też, bo był jego ministrem. Póki co, członkowie gangu stanu wojennego zbierają punkty i wyrazy współczucia kaszląc na sali sądowej. Na razie demonstracje poparcia gnębionych generałów są w Moskwie, ale niebawem zaczną się pewnie i u nas. Nie mam skrupułów, że sądzi się starców. Można było to zrobić już dawno, ale wtedy rządzący tego nie chcieli. To takie polskie, że potrafimy wybaczyć wszystko, bo po co się w tym babrać. Tylko jak potem spojrzeć w oczy rodzinom ofiar Wujka (dowodził Kiszczak), Grudnia ’70 (dowodził Jaruzelski), innym ludziom, którym złamano życie, albo karierę, również dzięki raportom takich Wolszczanów. Dlaczego ludzie reżimu i ich donosiciele, mają mieć w wolnej Polsce przywileje? Przecież przyzwoitość to waluta.
Patrzę w Internet, a tu niespodzianka: jest jedno miasto, które odmówiło CNN! To dumny (durny?) Kraków. Tak jak nie chciała Wanda Niemca, a Majchrowski - Busha, tak urzędnicy uznali, że nie warto się zareklamować. Brawo, sukces prawie jak z tą galeria Guggenheima...

Róbmy swoje(?)

My Polacy, mamy dużo chęci. Mamy coraz więcej kompetencji. Mamy coraz więcej pewności siebie. Mamy coraz więcej pozytywizmu: dobra i sensowna praca przestaje być frajerstwem. Kreatywność i pomysłowość przestaje być odchyleniem od normy. Zadziwiamy świat, docenia nas Europa.
Tylko wciąż bardzo często chęć i wiedza przegrywa z ignorancją, układami i demagogią. Nadal pracę na Wielką Zmianę psują mali hamulcowi, zazwyczaj udający ekspertów od wszystkiego. Można powtórzyć za Młynarskim: tyle jeszcze jest do spieprzenia... A będzie więcej! Ale – na koniec – to mimo wszystko optymistyczne, że jest coraz więcej.