To the future or to the past, to a time when thought is free, when men are different from one another and do not live alone — to a time when truth exists and what is done cannot be undone. From the age of uniformity, from the age of solitude, from the age of Big Brother, from the age of doublethink — greetings!
(G. Orwell, 1984)

sobota, 21 czerwca 2008

TW boLECH?

L jak Lechu

Jest sierpień 1980 roku, wąsaty elektryk wdrapuje się na wózek elektryczny, jakich w stoczni wiele. Przez mikrofon oznajmia: Mamy wreszcie niezależne, samorządne związki zawodowe... kolejne prawa ustanowimy już niedługo. Tłum niesie go na rękach i krzyczy: Lechu! Lechu! Zostaje bohaterem, głosem ogłaszającym wolność w samym środku czerwonego imperium, człowiekiem roku tygodnika Time, laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. Do dziś to nagranie, chociaż nie padają w nim słowa: powstanie, walka, ojczyzna, niepodległość, wzrusza jak mało co. Przynajmniej mnie. Podobnie jak obraz z 15 listopada 1989. Wałęsa, już po wyborach 4 czerwca, już firmujący rząd Mazowieckiego, występuje w Kongresie Stanów Zjednoczonych. Przed nim jeszcze tylko markiz de Lafayette i Churchill przemawiali przed połączonymi izbami Kongresu nie będąc przywódcami państw. Po nim już tylko Nelson Mandela. Wałęsa rozpoczyna piękne przemówienie (oczywiście sam go nie pisał – zrobił to dla niego w dużym stopniu Jacek Kalabiński, który wystąpił też jako tłumacz-lektor) od słów: My Naród. Sala wstaje i nagradza go stojącą owacją.

Taki był Lech Wałęsa, ikona Solidarności, czyli najważniejszego ruchu obywatelskiego w XX wieku. Człowiek, który wyprowadził stąd wojska radzieckie i załatwił nam NATO. Takiego Wałęsę zawsze będę pamiętał i dla takiego Wałęsy zrywałem plakaty Kwaśniewskiego w 1995 roku.

Jednocześnie, chciałbym zapomnieć o tych wszystkich błędach i kombinacjach Wałęsy-Prezydenta. Obiecanki-cacanki, wspieranie lewej nogi, kapciowy Wachowski i lewy czerwcowy. Tak, Wałęsa jako polityk III RP się nie sprawdził. Ale, mimo, że jeszcze pięć lat temu dołował w sondażach opinii publicznej, a jego rządy były przedstawiane jako pasmo nieustających konfliktów (w kontraście do niebiańskiego spokoju Prezydentury Kwaśniewskiego), nie ma to wpływu na jego postrzeganie jako bohatera Rzeczypospolitej. Pytanie, czy ma na to wpływ sprawa TW Bolka?


L jak lustracja

Od początku byłem zwolennikiem lustracji. Lustracji jako jakiegoś rozsądnego sposobu rozwiązania problemu kilometrów teczek SB (czyli tego co pozostało po ich masowym niszczeniu u schyłku PRL, częściowo już za wiedzą i aprobatą rządu Mazowieckiego). Lustracji, jako naturalnej konsekwencji uznania obalonego reżimu za przestępczy. Oczywiście wiele autorytetów straszyło i przekonywało, że teczek nie należy ruszać. Ale do cholery, skoro dało się tę bombę rozbroić w Niemczech i Czechach, dlaczego miałoby się nie udać u nas.

IPN od momentu powstania wykonuje kapitalną robotę. Pisze prawdziwą historię XX wieku, która przez niemal cały jego okres była w jakichś sposób fałszowana, edukuje, pielęgnuje pamięć, przywraca chwałę bohaterom, odbrązawia nasze dzieje najnowsze (wiem, bo trochę udało mi się poznać funkcjonowanie tej instytucji od wewnątrz). Kiedy okazało się, że lustracja poprzez oświadczenia lustracyjne, procesy, itp. nie jest możliwa (m.in. z powodu kuriozalnego wyroku Sądu Najwyższego, który uznał – w sprawie M. Jurczyka, że agentem jest jedynie ta osoba, która swoją działalnością komuś zaszkodziła), jedynym wyjściem wydaje się otwarcie archiwum dla wszystkich – tak jak u naszych zachodnich sąsiadów. Temu właśnie służą, moim zdaniem, takie kontrowersyjne akcje jak lista Wildsteina, czy książka Cenckiewicza i Gontarczyka o Wałęsie. Nie szukałbym tu elementów walki politycznej, tym bardziej, że IPN nie jest wcale bardziej pro-PiSowski, niż pro-Platformerski (z krakowskiego podwórka: były szef oddziału Ryszard Terlecki jest posłem PiS, ale obecny szef Marek Lasota – radnym PO).


L jak lektura

Po książce o Wałęsie nic nie wzbudzi tak powszechnych emocji lustracyjnych. Papieża już opisano (zrobił to zresztą świetnie wspomniany wyżej Lasota). Skoro nie będzie emocji, nie będzie powodów do zalewania betonem archiwów na pięćdziesiąt lat, jak chce Michnik (swoją drogę, dosyć specyficzne podejście historyka do dokumentów historycznych). Wreszcie, dwadzieścia lat po Przełomie, esbeckie papiery przestaną straszyć. Spekulacje na temat plotek zastąpią analizy i opracowania historyków. Oby głównie młodych, mogących zdobyć się na spojrzenie z dystansu.

To charakterystyczne, że o książce, którą do tej pory przeczytało może sto, dwieście osób w kraju, już przegadano w mediach dziesiątki godzin. Nie znalazłem się w tej elitarnej grupie, więc będę tu opierał się na opiniach i skrawkami wydrukowanych przez Rzeczpospolitą. Krytyczni czytelnicy książki Gontarczyka i Cenckiewicza zgadzają się, że jest ona momentami tendencyjna. Z upublicznionych fragmentów można wysnuć tezę, że autorzy idą trochę za daleko pisząc np. o wyborach prezydenckich 1990 roku (sugerują, że SB negocjowała z Wałęsą jak będzie wyglądać jego kadencja, za pomocą szantażu w teczce Tymińskiego), jednak w kwestiach fundamentalnych – sprawie dokumentów dowodzących realniej współpracy Wałęsy z SB w latach 1971-72 i formalnej jeszcze do 1976 roku, historycy IPN wydają się nie odchodzić od chłodnej i profesjonalnej oceny materiału jakim dysponowali. Zdają się to dostrzegać nawet osoby występujące wobec nich jako adwersarze. Co więcej, okazuje się, że mimo ogólnego oburzenia, wielu z nich wiedziało od wieków o brzydkim epizodzie Lecha Wałęsy.

Cenckiewicz i Gontarczyk jako jeden z dowodów na współpracę Prezydenta z bezpieką, podają notatkę dotyczącą właśnie fałszowania dokumentów na Wałęsę, czym zajmowała się SB od 1982 roku, skutecznie blokując Nobla dla szefa Solidarności. Major Styliński pisze w notatce służbowej z 1985 roku: Celem działań jest dalsze utwierdzenie A. Walentynowicz w przekonaniu, że L. Wałęsa nadal współpracuje z SB. Nie jest nadużyciem stwierdzenie, że słowo nadal nie znalazło się w tekście przypadkiem, albo esbek nie wiedział co ono oznacza.

Warto zwrócić też uwagę na fakt, który wypłynął przy okazji tej specyficznej promocji nowego wydawnictwa IPN-u. Krzysztof Wyszkowski, którego dotychczas, jako wariata nie zapraszano do studiów telewizyjnych, oświadczył, że Lech Wałęsa już w 1979 roku przyznał się kolegom do kablowania. Ponoć jest to nawet na taśmie (wiedziałem, że czegoś od początku w tej aferze brakuje!). Taśmę ma mieć Bogdan Borusewicz – człowiek, który wymyślił strajk sierpniowy. Borusewicz prowadził też w tamtym czasie odwróconego esbeka – agenta Solidarności, Adama Hołysza. Hołysz miał ostrzegać go o przeszłości lidera S. W tym kontekście zastanawiać musi jedyna dotychczas, lakoniczna wypowiedź marszałka Borusewicza o całej sprawie: Nie czytałem książki, więc nie będę się wypowiadał. Marszałek Senatu nie powinien wypowiadać się o publikacjach IPN.


L jak ludzie Prezydenta

Sprawa Bolka, chociaż dotyczy domniemanej współpracy w latach 70. w dużym stopniu bardziej odnosi się lat 90. Nie chodzi wcale o oskarżenia osób nazywanych paranoikami i oszołomami (Gwiazdy, Walentynowicz i Wyszkowskiego) – te od lat 80. były podsycane przez samą SB. Mocnym oskarżeniem jest to o tuszowanie sprawy za czasów prezydentury Wałęsy. Sam Prezydent miał kilka momentów w których przyznał się do pewnych kontaktów z bezpieczniakami: w książce Droga nadziei (...nie wyszedłem z tego zupełnie czysty...), a przede wszystkim w wycofanej depeszy PAP z nocy obalenia rządu Olszewskiego (...próbowałem różnych możliwości i różnych sposobów walki. Aresztowano mnie wiele razy. Za pierwszym razem, w grudniu 1970 r. podpisałem 3 albo 4 dokumenty.). Jednak istnieją też dowody na bezprawne niszczenie przez niego i jego ludzi dokumentów SB. Sam Wałęsa mówił publicznie, że nie wynosił z archiwów żadnych papierów, jednak ujawniona notatka ministra Milczanowskiego (który bez wątpienia był człowiekiem Wałęsy), świadczy o czymś zgoła innym.

Ewentualne sprzątanie jest o tyle ważną sprawą, że to na tych dokumentach, które pozostały opierał się Sąd Lustracyjny, gdy w 2000 roku oczyszczał Wałęsę z zarzutu współpracy z SB. Orzeczenie Sądu zostało zresztą poddane w książce IPN-u druzgocącej krytyce.

Jeśli dokumenty były spreparowane, dlaczego Prezydent bał się ich ujawnienia? Kolejnym pośrednim dowodem powstającym, kiedy skojarzy się fakty, jest pytanie: dlaczego gdy Lech Wałęsa poprosił UOP o teczkę na swój temat, dostał do razu materiały TW Bolka? Takie pytania padają w książce Cenckiewicza i Gontarczyka. Być może autorzy zbyt łatwo sami udzielają na nie odpowiedzi, ale skoro nie chciał jej udzielić sąd III RP badający sprawę wynoszenia akt, ani sam zainteresowany, ani żaden inny, może bardziej poważany historyk, to trudno mieć o to do nich pretensje.


L jak legenda

Zgadzam się z obrońcami Prezydenta, kiedy mówią, że to co w książce to nie jest cała prawda o Wałęsie, że książka powinna na kolejnych setkach stron opisywać to jak urwał się esbekom, jak pociągnął za sobą tłumy w karnawale Solidarności, jak nie dał się złamać w stanie wojennym, jak nie dał się sprowokować w 1988 roku. Racja, i mam nadzieję, że niebawem powstanie pełna biografia Noblisty, napisana przez historyka, który cieszy się niepodważalnym autorytetem. Oby tak się stało. Tylko, że zbliża nas do tego właśnie ta pierwsza książka, bo ona ruszyła lawinę.

Niektórzy obrońcy Prezydenta zdążyli już wykląć jej autorów. Tylko, czy słowo obrońcy jest tutaj najwłaściwsze? Bez cienia wątpliwości uznaję się za obrońcę legendy Solidarności i jako jego obrońca radziłbym mu raczej przestać występować w mediach z histerycznymi wypowiedziami i sprzecznymi wersjami zdarzeń, tylko zdobyć się na spowiedź z tych kilku niejasnych momentów i wyjaśnienie wszystkich okoliczności. Ktoś może rzucić powiedzonkiem: tłumaczą się tylko winni, ale tę maksymę wymyślił pewnie jakiś podejrzany typ.

Panie Prezydencie, pokaż, że jesteś wielką postacią naszej historii, bo prawdziwa wielkość polega właśnie na przyznaniu się do słabości. Czy Pan donosił? Jeśli tak, to z jakiego powodu? Kiedy? Co Pan mówił bezpiece? Czy brał Pan pieniądze? Czemu Pan się nie przyznał, kiedy Pan stał na czele (przecież naród by wszystko zrozumiał)? A jeśli nie, to czemu Pan czyścił papiery TW Bolka... Nadal nie znamy pełnej prawdy. Niech Pan to wszystko wyjaśni, jakakolwiek by ona była. Nawet jeśli tylko dla kilku procent Polaków ma to większe znaczenie, niż nowa promocja komórek. Wtedy trafi Pan na pomniki. Pomniki jakich nie da się obalić.